środa, 21 października 2015

Podnieś mnie jeśli potrafisz... - Rozdział VII

Witam wszystkich w kolejnym rozdziale opowiadania!
Tak jak obiecałam, ustosunkowałam się do wyników głosowania w ankiecie. Szczerze, to liczyłam na to, że wybierzecie tą opcję i bardzo się cieszę (^.^)
Od dzisiaj będzie nam towarzyszył nowy szablon i mam nadzieję, że wszystkim się podoba. Link w zakładkach. (dlatego właśnie blog był przez kilka godzin zamknięty)
Jest taki śliczny *-*
Nigdy nie lubiłam nadawać tytułów poszczególnym rozdziałom, ale ten mógłby nazywać się "konfrontacja" czy "moshi-moshi".
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale postaram się jak najszybciej go napisać. Wracam z pełną mocą do moich pedałków <3
I na koniec, to nie jest tak, że żebram o komentarze bo sama tego nie lubię, ale czy chociaż kliknąć w ocenę to tak duży wysiłek? Każdy komentarz, czy reakcja to dla mnie źródło mega pozytywnej energii. Jestem wtedy jak Mario po zebraniu grzybka :D Znaczy, wiecie o co chodzi...
Skoro już zaczynam gadać od rzeczy, to znaczy że pora kończyć ten wstęp
bo je i tak mało kto czyta XD.
Enjoy~

Naoki dotarł do szkoły jakoś pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Trzeba przyznać, spóźnił się i to całkiem sporo. Raczej na pewno będzie musiał spędzić długą przerwę w klubie, jeśli chce dzisiaj skończyć swój obraz. Mimo że ten wyszedł całkiem nieźle, to białowłosy nie był z niego w pełni zadowolony. Czegoś mu brakowało. Tylko czego? Rozmyślał tak podczas gdy przebierał buty, a swoje rzeczy zostawiał w szafce. Cieszył się za to z tego, że kolejny raz spotka się ze swoimi znajomymi. Kuniko, Mitsu, Suzue i Ryu chodzili do innych klas, ale byli dla niego najbliższymi osobami, tuż po rodzinie. Co do Ryu, nie był do końca pewien, ale co tu się dziwić, chłopak był po prostu niereformowalny. Właściwie to traktował ich na równi ze swoimi przyjaciółmi z czatu, którzy jednak byli mu najbliżsi. Głównie chodziło tu o Tenshi i Jimbo'a – kumplował się jeszcze z kilkoma innymi osobami – z tą dwójką miał najlepszy kontakt i zdecydowanie najczęściej rozmawiał.
W tej chwili Naoki był po prostu szczęśliwy, a trzeba przyznać, że jemu rzadko się to zdarzało. Miał dzisiaj łatwe lekcje, żadnych sprawdzianów, a mama miała zrobić dzisiaj na obiad rybę Teriyaki. Nawet jak nie wróci z delegacji na czas, to najwyżej weźmie siostrę i wybiorą się na Ramen, a co.
Jednak jak to zawsze bywa, dobry humor brązowookiego coś musiało zepsuć. Chłopak bezszelestnie dostał się do pokoju klubowego, a tam zauważył, że ktoś bezczelnie trzyma w rękach jego obraz. Na domiar złego tym kimś był sam Eizo, już gorzej być nie mogło. Ledwo zdążył o nim zapomnieć, a ten znowu się pojawia, nachodząc go w jego azylu.
Opanowując rosnącą w sobie frustrację, uspokoił struny głosowe, które nagle zaczęły niekontrolowanie drgać. Nonszalancko oparł się barkiem o futrynę drzwi i spojrzał na bruneta. Postanowił, że nie da mu tej satysfakcji i nie pokaże jak szargają nim nerwy. Zimnym i ostrym głosem oznajmił wszystkim swoją obecność.
– Mama cię nie uczyła, że nie rusza się nie swoich rzeczy Watanabe?

Ręka bruneta zamarła w powietrzu razem z całym jego ciałem, przeszły go ciarki. Eizo nigdy wcześniej nie słyszał tak zimnego, przesiąkniętego jadem głosu. Watanabe... I to ewidentnie skierowanego do niego samego. Tylko skąd ten ktoś, kto jest autorem tak pięknego obrazu, wie jak on się nazywa? Przecież jest tutaj zupełnie nowym uczniem i poza kilkoma osobami z klasy nie zna kompletnie nikogo. Jednocześnie nikt z osób, które on sam zna, nie miał by powodu aby zachowywać się w stosunku do niego tak oschle. Chociaż zaraz... Teoretycznie, jest jedna osoba, która mogła całkowicie się do niego zrazić. Białowłosy chłopak pachnący wanilią... Tylko czy los potrafi być aż tak okrutny?
Nie patrząc się w stronę nowo przybyłego, delikatnie odłożył obraz na jego pierwotne miejsce i mając w głowie tylko jedną myśl powoli się odwrócił. Niestety jego modły nie zostały wysłuchane, to był Naoki.
– Właściwie, to mówiła, że można, dopóki sam właściciel się nie dowie. – Z trudem zachowywał dobrą twarz do złej gry i starał się zachowywać naturalnie, może trochę zbyt wesoło, ale w środku naprawdę się bał... Bał się całej tej rozmowy, która ich czekała, bał się reakcji chłopaka. Mimo rozmowy z Tenshi-chan, ciągle miał dziwne wrażenie, że Naoki jest jak takie małe, biedne zwierzątko, które bardzo łatwo spłoszyć. I obawiał się tego, że już zdążył to zrobić.

Co ten Eizo sobie myśli??? W piątek zachował się tak, jak się zachował, a teraz, jak gdyby nigdy nic siedzi sobie w jego najukochańszym z małych światów i bezczelnie trzyma w łapach jego nowy obraz. Obraz, który miał być prezentem. Dla siostry.
Wdech, wydech. Wdech, wydech. Co będzie się przejmować jakimś idiotą, ma ważniejsze rzeczy do roboty. Naoki posłał Eizo ostatnie mordercze spojrzenie. Ich źrenice się ze sobą zbiegły, a głębia oczu bruneta kolejny raz wywarła na białowłosym chłopaku wrażenie, duże wrażenie. Aż nawet za duże, dlatego szybko odwrócił wzrok. Postanowił całkowicie go ignorować. Usiadł na stole, przy którym wcześniej siedzieli Watanabe z przewodniczącą i obserwował znajomych przy pracy. Sam miał za mało czasu, aby cokolwiek zacząć więc tylko siedział i usilnie patrzył się w miejsce gdzie tylko nie było Eizo. Chociaż było to bardzo trudne, bo brunet wyjątkowo nachalnie starał się zwrócić na siebie jego uwagę.
Ignorując go, Naoki wyjął z kieszeni spodni telefon i sprawdził godzinę.
– Jeszcze dziesięć minut. – mruknął sobie pod nosem i ziewnął przeciągle. Nagle coś się wydarzyło. To on się ruszył. Tylko że on się nie ruszał!

Eizo zdenerwował się. Zdenerwował się na białowłosego, bo ten całkowicie go ignorował. Chciał tylko porozmawiać, wyjaśnić całą tą sytuacje. Bo według niego było co wyjaśniać.
Po kilku minutach chodzenia w kółko i jakiś dwudziestu bezowocnych próbach zwrócenia na siebie uwagi chłopaka stracił cierpliwość. Złapał go za rękę, szybko pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł z pokoju wspólnego klubu miłośników malarstwa.

Naoki, ciągle z telefonem w ręku, niezgrabnie podążał za brunetem. Właściwie, to był ciągnięty za rękę, nie wiedząc dokąd zmierzają, ani nie znając intencji osoby która, jakby nie patrząc, zmusza go do tego. Wcześniej, gdy całkowicie przemyślał sprawę piątkowego incydentu doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej Tenshi ma rację i po prostu zbyt dramatyzuje. Trochę obawiał się spotkania z niebieskookim, ale postanowił zachowywać się normalnie i zapomnieć o wszystkim. Ogarnęła go najprawdziwsza panika, gdy został siłą wciągnięty do, pustej o tej porze, klasy od francuskiego. Na domiar złego Eizo zamknął za sobą drzwi, a klucz schował do kieszeni. Jedna część umysłu Naokiego podpowiadała mu, że musi jak najszybciej stąd uciec. Druga z kolei skupiła się na czymś wyjątkowo dziwnym. Mianowicie dopiero teraz dostrzegł, że Eizo wyjątkowo się stresuje. Nie był wcale tak pewny siebie jak zawsze tylko nerwowo wyłamywał palce. Co się z nim dzieje?

Ciągnąc za sobą białowłosego, Eizo zastanawiał się co ma zamiar mu powiedzieć. Geez, takie rzeczy nigdy nie są łatwe... Wszedł do pierwszej-lepszej pustej klasy. Zamknął za nimi drzwi i dopiero wtedy puścił dłoń Naokiego.
Głęboko wciągnął do płuc powietrze i szybko zamienił myśli w słowa.
– Zanim cokolwiek sobie pomyślisz, pozwól mi wszystko ci wytłumaczyć.

Przez jakiś czas w klasie zapanowała cisza. Naoki dostrzegł zniecierpliwienie w oczach Eizo, pierwszy raz widział go bez tej wesołkowatości i ogromnej pewności siebie. Brunet zawsze był bardzo charyzmatyczny, przynajmniej zawsze jak do tej pory.
Będąc bardzo zadowolony z takiego stanu rzeczy – i oczywiście w żaden sposób tego nie okazując - powoli podszedł do najbliższej ławki i usiadł na niej krzyżując nogi. Po początkowym strachu nie pozostał ani ślad.
– Słucham więc. Ale masz tylko pięć minut, potem trzeba iść na lekcje.

Czy to może być takie proste? Brunet nie mógł uwierzyć, że Naoki tak po prostu zgodził się z nim porozmawiać. „Eizo, w życiu nic nie jest proste.” – Upomniał sam siebie.
Na wzmiankę o czasie trochę się speszył, w końcu nie miał dokładnie przygotowanego tego, co chce powiedzieć. Ale co tam, pójdzie na żywioł!
Swoją wypowiedź zaczął od przeproszenia białowłosego. Przyznał, że zachował się jak gówniarz i że w żaden sposób nie chciał go urazić czy przestraszyć.
Przerwał i spojrzał na przyglądającego mu się Naokiego. Nie wiedział zbytnio co mówić dalej. Chciał przekazać tak dużo, ale nie wiedział w jakie słowa to wszystko ubrać.
– Nie wiem co ty o tym sądzisz, ale ja zupełnie nie wiem co myśleć. Nie wiem czemu tak się zachowałem, naprawdę. Nie umiem tego wytłumaczyć, przepraszam. Nie miej mi tego za złe, proszę...

Przez cały czas jak Eizo mówił, białowłosy uważnie go obserwował. Nie widział dokładnie jego twarzy, gdyż ten stał w pewnej odległości. Jednak tyle, ile widział wystarczyło, do pozwolenia mu wyciągnięcia własnych wniosków. Jedno, czego Naoki był całkowicie pewien, to to, że niebieskooki był z nim zupełnie szczery. Jednocześnie dzięki tej swojej szczerości był tak nieporadny i zagubiony, że gdyby zwracał uwagę na takie rzeczy, to uznałby to za totalnie urocze. Ale Naoki nie zwracał uwagi na takie rzeczy, to by było wbrew wartościom, które są dla niego ważne...
– To wszystko co chciałeś mi powiedzieć?

Odpowiedź Naokiego wyrwała bruneta z rozmyślań. Jest jeszcze coś, co chciał mu powiedzieć. Usiadł na ławce obok białowłosego, na tyle blisko żeby móc się mu dokładnie przyjrzeć i na tyle daleko żeby go znowu nie wystraszyć. Przyglądał mu się z zainteresowaniem przez jakiś czas, kiedy obaj milczeli. Pierwszy odezwał się Naoki, lekko rozbawiony.
– Co? Czemu się tak na mnie patrzysz?
– Jak ty to robisz? – Eizo odpowiedział pytaniem na pytanie. Może jego odpowiedź była mało precyzyjna, a może chłopak o brązowych oczach zastanawiał się nad własną odpowiedzią, ale na twarzy jednego z nich wymalowało się niezrozumienie.
– Ale o co ci chodzi? Nie rozumiem.
– Zawsze jesteś taki... taki opanowany, jakbyś zawsze był święcie przekonany, że to ty tutaj rozdajesz karty. Jesteś pierwszą osobą jaką tutaj poznałem i jest to rzecz, która od razu rzuciła mi się w oczy. Na dodatek masz swoje własne zdanie, jesteś zupełnie inny od tej całej bezkształtnej masy identycznych ludzi dookoła. Masz swoją pasję i dzisiaj miałem okazje przekonać się, jak świetny jesteś w tym co robisz. I jeszcze uczyłeś mnie matmy, co znaczy, że musisz być całkiem mądry. Jak ty to robisz? Jak sprawiasz, że nowo poznana osoba jest tak tobą oszołomiona jak ja teraz? O to pytałem.

Naoki nie mógł uwierzyć własnym uszom. Zrobił wielkie oczy, słuchając tego co mówił Eizo. Że jest opanowany, rozdaje karty, ma własne zdanie, z pasją bla, bla bla. Ale te wszystkie miłe rzeczy były o nim. Musiał przyznać, że niektóre z nich rzeczywiście były prawdą, ale czy warto sobie zaprzątać tym głowę? Czy warto sobie zaprzątać głowę NIM samym? Od dawna nikt tego nie robił. Od dawna nikt nie był taki miły dla białowłosego. Było to dla niego wręcz dziwne, słuchać komplementów skierowanych w swoją stronę. Wzdrygnął się. Coś jest nie tak, nie tak jak być powinno. Mimo że zapomniał, jakie pozytywne jest uczucie słuchania od drugiej osoby komplementów, to nie mógł na to dalej pozwalać. Ten chłopak, o pięknych oczach, których kolor był głęboko niebieski, a w miarę zbliżania się do środka stawał się coraz bardziej turkusowy – co wyglądało jakby ktoś zamknął w nich głębię oceanu – nie może znajdować się tak blisko niego. Naoki nie powinien się z nim więcej spoufalać, w końcu obiecał... Białowłosy delikatnie wzruszył się na wspomnienie dawno złożonej obietnicy i chcąc odwrócić uwagę od swoich nienaturalnie zaczerwienionych oczu zerknął na zegar.
– Zaraz zaczyna się historia sztuki, a ja nie chcę się spóźnić. Później dokończymy ten temat, okay?
– Emmm, okay.

2 komentarze :

  1. Tak sobie rozmyślałam i doszłam do wniosku, że powinnaś dodawać wpisy częściej :D A może inaczej, systematycznie :P Uwielbiam tego bloga, ale z tymi datami to jest tragedia... Nigdy nie wiem kiedy mogę się spodziewać rozdziału... ;-; Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem głodna, a ty piszesz o rybie w sosie Teriyaki D:
    Wow, nagle Nao zaczął okazywać nonszalancję? Tego się nie spodziewałam. Zwalam to na to, że tym razem to ty piszesz z perspektywy Nao, Yavanno. Ale, mówiąc całkowicie szczerze, miałam nadzieję, że wprowadzisz jakieś, choćby małe zmiany w tej postaci. Nie chcę narzekać, ale bycie emo 24/7 jest bardzo irytujące dla osób trzecich. Liczę na to, że Nao zyska w moich oczach w kolejnych rozdziałach.
    Eizo naprawdę nie poznał głosu chłopaka, z którym się bujał przez ostatnie parę tygodni? xD Musiał rzeczywiście przestraszyć się tym zimnym tonem. I wreszcie zwracają się do siebie po nazwisku <3
    Podoba mi się odpowiedź Eizo. Cheeky bastard <3
    To on się ruszył. Tylko że on się nie ruszał! – kto? co? jak? czemu? ech?
    Och, Eizo porwał Nao, teraz już bez wątpienia złapią ich gejowskie myśli.
    – You can't catch me gay thoughts!
    – Yes, we caaaan!
    :')
    O boże, to z kluczem w kieszeń mnie zaniepokoiło. Eizo, to chyba nie jest zbyt rozsądne. Nao uciekł od ciebie w piątek przerażony, a teraz zamykasz go ze sobą w pustej klasie? Wyraźnie masz gdzieś jego zdrowie psychiczne!
    Poza tym skąd klucz do klasy w zamku? Nie jestem nawet pewna czy klasy w japońskich szkołach są zamykane na klucz. O, plus chyba w japońskich klasach są dwie pary drzwi? Z przodu i z tyłu klasy.
    – Zanim cokolwiek sobie pomyślisz, pozwól mi wszystko ci wytłumaczyć. – Ach, myślałem, że chcesz mnie wykorzystać w pustej sali, ale skoro mówisz, że nie mam się czym martwić, to spoko. Nie no, miło ze strony Eizo, że postanowił wyjaśnić sprawę. xD
    Jak to Eizo nie mógł uwierzyć, że Nao pozwolił mu wszystko wyjaśnić? Przecież przed chwilą zamknął ich w jednej klasie na klucz. Jeśli rozmowa to jedyna opcja wydostania się z pomieszczenia, to Naoki podjął jedyną, słuszną decyzję xD
    O boże, te bardzo bezpośrednie, a mało subtelne pochlebstwa xD Eizo idzie na całość.
    O, nie, i Naokiego dopadły gejowskie myśli. Wszystko stracone. ;)

    OdpowiedzUsuń