Ja, no tak trochę się zagubiłam.
Sporo
rzeczy w moim życiu się zmieniło od ostatniego rozdziału PMJP i nie
miałam ani czasu, ani siły, ani chęci na napisanie czegoś na bloga.
Przepraszam.
Dziękuję
tym wszystkim, którzy czekali na mnie, oraz tym, którzy pisali
komentarze pod ostatnimi postami. Dziękuję również tym osobom, dzięki
którym dobiliśmy 6000 wyświetleń, a także tym 24 – na tą chwilę – osobom, które wcisnęły "Czytam" w ankiecie. (wiecie, że od jej początku minęło ponad 100 dni?)
Kocham was wszystkich misiaczki moje <3
Przyznam, że jestem zadowolona z tego rozdziału. Po przeczytaniu go jeszcze raz i dokonaniu drobnych poprawek, mogę powiedzieć, że mi się podoba. A wam?
No ale dobra, koniec gadania, zapraszam na dwunasty rozdział Podnieś mnie jeśli potrafisz!
Dotarcie do domu było tego dnia dla Eizo nie lada wyzwaniem.
Zmęczony
ciężkimi lekcjami i ciągle lekko roztrzęsiony wydarzeniami z minionego
poranka spóźnił się na autobus, którym czasami dojeżdżał do domu. Na dodatek Naoki, który więcej nie
pojawił się w klubie, przez resztę dnia był dziwnie nieobecny i uparcie
starał się ignorować obecność bruneta, mimo tego, że siedzieli w jednej
ławce. Przez wszystkie te wydarzenia, i nie tylko je, cały dzień chodził
jakiś podminowany.
Pierwszą
pozytywną myślą tego wietrznego dnia, była perspektywa spędzenia jego
reszty w łóżku. Gdy zatrzymał się przed drzwiami mieszkania jego i cioci
Kaede, w poszukiwaniu kluczy, przypomniał sobie o jeszcze jednej
rzeczy, przez którą nie będzie mógł odpocząć. Rzeczy, przez którą miał
dzisiaj rano okropny humor, o czym zdążył już zapomnieć. Chociaż
nazwanie Cartera rzeczą nie było najtrafniejszym określeniem, to i tak nie
zmienia faktu, że będzie musiał wysłuchać całej tej jego paplaniny i
radosnego trajkotania.
–
Jak to się stało że jesteśmy przyjaciółmi? Przecież ja jestem taki
spokojny, a ty... – powiedział w ramach powitania do Cartera, którego
spotkał w korytarzu.
–
Coś ty znowu wymyślił? Jesteśmy tacy sami i nie próbuj mi wmawiać, że
tak nie jest... – okularnik podparł się pod boki – I w ogóle to witaj w
domu Eizo.
–
No hej, miałem dzisiaj ciężki dzień i nawet nie próbuj mnie denerwować –
Watanabe wyminął przyjaciela, targając przy okazji jego złote włosy.
–
Emmm, no niech będzie. – odpowiedział, podążając za Eizo do kuchni.
Gdy brunet przyszykował dla siebie pozostawiony przez ciotkę posiłek
kontynuował rozmowę z typową dla siebie dokuczliwością, jednocześnie,
wyuczonym ruchem poprawiając okulary zsuwające się z nosa.
– Dobra, to o co chodzi? Coś z tym albinosem, jak mu tam było?
Eizo
spojrzał na przyjaciela morderczym wzrokiem i nie odpowiadając
kontynuował jedzenie. Siedząc po dwóch stronach stołu i wymieniając się z
Carterem spojrzeniami uderzyła go myśl, że wolałby gdyby zamiast
okularnika towarzyszył mu ktoś inny. Ktoś, kto był zdecydowanie mniej
gadatliwy i mający burzę śnieżnobiałych włosów na głowie. Ciekawe jak Naoki wyglądałby w trakcie zabawy z Vanillą? I czy chłopak w ogóle lubi koty? Zanotował
w pamięci, żeby go kiedyś o to zapytać, a tymczasem Carter zaczął
kręcić się na swoim krześle. Jego wzrok zatrzymywał się na wszystkich
sprzętach jakie tylko był w stanie dostrzec, dając tym wyraźnie do
zrozumienia, że się nudzi.
– Naoki. Ma na imię Naoki i wcale nie jest albinosem.
–
Dobra tam, nieważne. Opowiadaj co się stało~! – W złotowłosego na
powrót wstąpiło życie i Watanabe uśmiechnął się pod nosem na porównanie
chłopaka z Golden Retrieverem machającym ogonem, na którego ktoś, w
końcu, zwrócił uwagę.
–
Geez, tyle się dzisiaj wydarzyło, strasznie ciężko będzie to wszystko
opowiedzieć… Zrobisz mi kawę? – Znał swojego przyjaciela na tyle długo,
żeby wiedzieć, że gdy ten chce się czegoś dowiedzieć, to zrobi wszystko
aby tylko wejść w posiadanie pożądanej informacji. Postanowił troszkę go
wykorzystać, a to, że akurat miał ochotę napić się kawy tylko
utwierdziło go w tym przekonaniu. Ciekawe czy będzie tak dobra, jak kawa
przyrządzona rano przez przewodniczącą?
– Heee?! Od kiedy ty pijesz kawę?!
–
Mam ochotę na kawę więc proszę cię o kawę. Chcesz wiedzieć co się
wydarzyło czy nie? – Szach mat Carter. Chłopak zabrał się za
przygotowywanie napoju, a Eizo pławił się w chwilowym zwycięstwie. Chyba
jak każdy człowiek lubił dostawać to co chciał i za każdym razem gdy
tak się działo, był wyjątkowo z siebie zadowolony. Tylko, że teraz
naprawdę będzie musiał opowiedzieć chłopakowi o wszystkim co się stało dziś
rano w klubie. Nie miał zielonego pojęcia od czego zacząć.
–
Może od początku? – Poradził złotowłosy, stawiając przed nim kubek
parującej cieczy i cukiernicę, jednocześnie sprzątając ze stołu
pozostałości po obiedzie bruneta. Zdawał się czytać w myślach, a
spojrzenie stalowoszarych oczu świdrowało go gruntownie, jakby sięgało
do wnętrza człowieka. Zawsze bał się tej przenikliwej strony
złotowłosego, który najpewniej wyssał tą umiejętność z mlekiem
matki–dziennikarki.
Zaczął mówić.
Mówił
o wszystkim co się stało odkąd rano opuścił mieszkanie, o drodze do
szkoły i o Panu kloszardzie, którego w jej trakcie spotkał. Opowiedział o
tym jak spędził czas z Mitsu Abukarą, pomijając cel wycieczki na
ostatnie piętro, ponieważ wiedział, że Carter jest wyczulony na punkcie
papierosów i najpewniej zrobiłby mu awanturę stulecia. W swojej
opowieści uwzględnił również dziwne zachowanie Naokiego, to jak został,
mówiąc kolokwialnie, zaatakowany przez Irie, no i to jak obaj chłopacy
wybiegli z pokoju klubowego i już do niego nie wrócili.
Przerwał
swoją historię, popijając kawę. Nie była ani lepsza, ani gorsza od tej,
którą rano uraczyła go dziewczyna w okularach, była po prostu inna.
Nawet gdyby nie widział tego, kto ją przygotowuje, to pewnie i tak
potrafiłby rozpoznać w niej wkład swojego przyjaciela. Była dobra, po
prostu dobra.
–
Kontynuuj. – Spodziewał się jakiejś opinii, czy czegokolwiek z jego
strony, ale najwyraźniej Carter postanowił wysłuchać najpierw całej
opowieści. Dobra, no niech będzie.
Po
tym jak Irie zostawił go samego na korytarzu, przewodnicząca zaprosiła
go na kawę, jednocześnie obiecując wyjaśnienia. I jedno i drugie
otrzymał, ale tylko z gorzkiego napoju był zadowolony.
Anzai
podzieliła się z nim tym co wiedziała na temat chłopaków. Okazało się,
że Naoki i Irie znają się jeszcze od piaskownicy i najprawdopodobniej
dlatego Ryu tak ostro zareagował, kiedy jego przyjaciel zaczął się
dziwnie zachowywać. Eizo w dużym stopniu potrafił go zrozumieć, gdyby
ktoś zaczął potrząsać płaczącym Carterem, to, może nie tak bardzo, ale
też by się zdenerwował. Więc jedna sprawa wyjaśniona – w podświadomości
bruneta malutki ludzik z rozmachem odznaczył jedną pozycję z listy
rzeczy, które były dla niego niejasne.
Jednak
to, czego najbardziej chciał się dowiedzieć dalej zasnute było mgiełką
tajemnicy. Mianowicie, co wywołało w, zazwyczaj spokojnym i nie
okazującym zbędnych emocji białowłosym, aż tak gwałtowną reakcję.
Podzielił się swoimi obawami z czterookim, ale otrzymał dokładnie taką
odpowiedź jakiej się spodziewał – niesatysfakcjonującą.
–
Oh, a może dzieciakowi przypomniało się jakieś traumatyczne przeżycie? –
Kpina aż wypływała z przesadnie rozemocjonowanej twarzy Cartera, który
wyraźnie znudzony tym tematem postanowił zmienić go na jakiś ciekawszy –
Dawaj wieczorem obejrzymy jakiś film! Horror najlepiej horror!
Przez
to, jak intensywnie myślał o tym, co wydarzyło się rano nawet nie
zauważył, jak ostatnia lekcja dobiegła końca. Musiał dokonać wyboru. Wybrać pomiędzy
swoimi przekonaniami – czymś co było dla niego wyjątkowo ważne, bo
przypominało mu najszczęśliwszy okres jego życia, a, życiem dalej? Czy jestem jedną z tych pogrążonych we wspomnieniach osób? – zapytał sam siebie, wchodząc do pokoju wspólnego klubu miłośników malarstwa. Czy rok, to dostatecznie dużo czasu żeby zapomnieć?
Nagle dostał olśnienia. Spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz w szczeniaczki, który powiesiła tam Nakada. Jeszcze półtora miesiąca i minie dokładnie rok odkąd... – nie chciał kończyć tego zdania nawet w myślach, nigdy tego nie robił.
Uderzyła
go fala smutku, ale też pewien niespodziewany optymistyczny impuls.
Stanowisko, przy którym rano pracował ciągle stało na swoim miejscu, a
niedawno rozpoczęty obraz znajdował się tam, gdzie go zostawił. W jego
ręce znalazł się pierwszy lepszy pędzel, który posłużył za narzędzie niespotykanego
wandalizmu.
I tak nigdy nie zamierzał dokończyć tego obrazu.
W końcu się doczekałam.! :D Huraa. :)
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać.. ;)
Świetne, czekam na dalszą część i życzę weny. ;*
Dalej ją chce dalej.....
OdpowiedzUsuń