środa, 1 czerwca 2016

Podnieś mnie jeśli potrafisz... – Rozdział XVII

Hejo, jest tu jeszcze ktoś? :D
Po miesięcznych trudach i bólach udało mi się to w końcu napisać.
Nie będę się tłumaczyć, bo po co? Cieszę się że jest następna część i możemy przejść dalej ^^
Ten rozdział... Szkoda gadać, pisałam go 3 razy XD A i tak nie wyszedł taki, jak bym chciała.
Czekam na opinie, bo sama nie wiem co mam myśleć o tym rozdziale. I możecie również zgadywać ile części pozostało do końca opowiadania :P
Ale nie przedłużając... Zapraszam!

Świat się nie zawalił, czas nie przestał płynąć, a Naoki musiał nauczyć się żyć ze świadomością tego, że Eizo go kocha. Szczerze mówiąc, czuł się z tym niesamowicie niezręcznie.
Owszem, nawet białowłosy był kiedyś zakochany, ale wtedy sprawy toczyły się zgoła innym torem. To on, był tym zakochanym, tym, który ubiegał się o uwagę i sympatię drugiej osoby. Jednakże, nie był nigdy po drugiej stronie medalu, kiedy to “ktoś” o niego zabiegał. I właśnie dlatego czuł się tak w towarzystwie bruneta.
Naoki z jednej strony go rozumiał, a z drugiej, nie miał zielonego pojęcia, co nim kierowało. Czemu zakochał się w właśnie takiej osobie, jaką był? Czemu on? Przecież nie był nikim szczególnym; nie był przystojny, zabawny, czy niesamowicie interesujący…
Gwałtownie potrząsnął głową, wyganiając z niej natrętne myśli i po raz kolejny podwinął rękawy kremowego swetra, który stanowczo był na niego za duży. Białowłosy wrócił do tworzonego wcześniej rysunku – ostatnio zainteresował się rysowaniem, przy pomocy węgla i teraz zgłębiał tę technikę, jednocześnie irytując tym wszystkich dookoła – widząc kątem oka bruneta, krzywiącego się z niesmakiem, kiedy jego uszu dobiegł skrzypiący dźwięk węgla ocieranego o papier.
Eizo nonszalancko opierał się o parapet okna, przez które wyglądał. Miał na sobie białą, elegancką koszulę, a kiedy Naoki na niego spojrzał, ten akurat poluzowywał granatowy krawat, wiszący mu na szyi. Jednocześnie brunet bardzo uważnie kontemplował obraz rozciągający się za oknem, jakby intensywnie o czymś myślał, albo nie mógł uwierzyć, że zima zbliża się wielkimi krokami.


Drzwi z impetem uderzyły o framugę, odrywając wszystkich klubowiczów od wykonywanych zajęć. Winną zamieszania, okazała się być, przewodnicząca klubu, Kuniko Anzai, która ciężko dysząc, jedną dłonią przytrzymywała się drzwi, a w drugiej kurczowo ściskała jakąś kartkę.
– Nareszcie są wyniki konkursu – powiedziała, gdy udało jej się zaczerpnąć oddech. Najwyraźniej biegła całą drogę z budynku centralnego, żeby przekazać im wieści. Dobre, czy złe?
– Czekam z niecierpliwością Anzai-sempai – Powiedział Eizo, chociaż jego zachowania nie można było odczytać, jako zniecierpliwionego, czy chociażby przejętego. Był zainteresowany faktem, lecz nie tak bardzo jak by się można było spodziewać, po osobie z jego temperamentem.
– Wyobraźcie sobie – okulary prawie zsunęły się z nosa przewodniczącej, ale szybko je poprawiła, nie przestając wpatrywać się w trzymaną w dłoni kartkę – że w tym roku, w naszym gronie znajduje się dwóch laureatów. Naoki, Eizo, gratulacje chłopaki!
Sceny takie jak ta, szczególnie często pojawiają się w różnych amerykańskich filmach. Zawsze dzieje się to samo, a ludzie zachowują się w sposób ściśle określony i aż do bólu przewidywalny. Wszyscy obecni składają zwycięzcy (w tym wypadku aż dwóm) gratulacje, ściskają ich, wiwatują albo w jakiś inny sposób okazują swoją ekscytację. A potem wracają do wcześniej wykonywanych czynności, jakby nigdy nic.
Eizo jako osoba, która nie tak dawno dołączyła do tej gromadki zapaleńców, miał całkowite prawo być dumny ze swojego osiągnięcia, lecz wcale się tak nie czuł. Był przekonany, że obraz, który ostatecznie zdecydował się zgłosić do konkursu, mógł zostać wykonany o wiele lepiej; w sposób bardziej przemyślany, czy staranny. Tymczasem dzieło, które zapewniło mu pozycję laureata w ogólnokrajowym konkursie, było niesamowicie emocjonalne. Można powiedzieć, że przelał na płótno wszystkie swoje żale, wątpliwości, obawy i troski. A na konkurs zgłosił ten konkretny obraz – czego zupełnie nie planował – ponieważ nie miał niczego innego w zanadrzu.
Kiedy przyszedł z nim do szkoły, farby używane do jego namalowania nie były jeszcze całkowicie wyschnięte i mimo tego, że torba, w której przenosił obraz, była od wewnątrz wyłożona swego rodzaju pianką, to nawet bez zaglądania do środka wiedział, że malowidło nie miało szans przetrwać transportu bez szwanku. Nawet nie sprawdzał tego, przed oddaniem go przewodniczącej. Jak taka praca, mogła zdobyć nagrodę w ogólnokrajowym konkursie?!
– Nikt nie widział tego obrazu, prawda? – Szepnął pod nosem. 
Najwyraźniej nikt go nie usłyszał, bo wszyscy powrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Tylko Naoki, który od samego początku zupełnie nie był przejęty, czy to otrzymanym tytułem, czy entuzjazmem przyjaciół, dalej siedział po turecku na stole w koncie klasy, teraz na krótką chwilę podniósł wzrok znad szkicownika, jednak nie zauważywszy niczego niepokojącego wrócił do pracy. Swoją drogą, to był dokładnie ten sam szkicownik, który Eizo pamiętał, jeszcze z dnia, w którym się poznali.


~~*~~


Przez dwie godziny trwania zajęć w klubie, Eizo nie zrobił absolutnie nic konstruktywnego. Trochę wyglądał przez okno, trochę bawił się telefonem, ale zdecydowaną większość czasu tępo wpatrywał się w ścianę naprzeciwko. Równie dobrze mógł w ogóle nie przychodzić tego dnia do klubu, bo nie dość, że czuł się wyjątkowo podle, to na dodatek miał dziwne wrażenie, że zawadza wszystkim dookoła.
Każdy z jego znajomych zajmował się czymś konkretnym, każdy pracował aktualnie nad jakimś dziełem albo myślał nad następnym. Tymczasem brunet nie mógł wykrzesać z siebie chociaż tyle siły, żeby rozstawić swoje stanowisko. A nawet, jeśli jakimś dziwnym przypadkiem, by mu się to udało, to znając życie, zamiast wpatrywać się w ścianę, wpatrywałby się w puste płótno. Co za różnica?
W tej samej chwili, w której telefon w kieszeni Irie wydał z siebie wibrujący dźwięk przychodzącej wiadomości, Eizo przypomniał sobie o czymś, co zastanawiało go od pewnego czasu. A konkretnie od dnia, kiedy ponad dwa tygodnie temu, przewodnicząca zerwała, z wiszącego na ścianie, wielkiego kalendarza, kartkę z napisem “Listopad” i jego oczom ukazała się kartka z napisem “Grudzień”. Mianowicie, tym zastanawiającym czymś, było to, że jeden z dni – konkretnie dwudziesty szósty grudnia – zaznaczony był wielkim, czerwonym okręgiem. Nie był jednak w jakikolwiek sposób podpisany, czy coś w tym rodzaju, więc brunet nie miał jak dowiedzieć się o co chodzi, na własną rękę.
– Hej… – Mitsu, która stała najbliżej, spojrzała na niego pytająco – Co się dzieje dwudziestego szóstego grudnia?


Jedną z cech Watanabe, było to, że potrafił człowieka niesamowicie zaskoczyć. To już nie pierwszy raz, kiedy Naoki nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Przestał rysować, spuścił wzrok, a kiedy po chwili go podniósł zauważył, że Ryu, Kuniko, Mitsu i Suzue bacznie go obserwują. Mieli takie zbolałe miny, że wyglądali aż śmieszne.
– Co tak na mnie patrzycie? Przecież to nie jest żadna tajemnica. – wiedział, że brzmi żałośnie, ale mimo to kontynuował – To rocznica – zwrócił się bezpośrednio do Eizo – Dokładnie rok temu, dwudziestego szóstego, opuścił nas założyciel tego klubu.
– Ech? W środku roku szkolnego?
– Och, Uyko nie chodził już do naszej szkoły, był absolwentem. – Mówienie tego sprawiało białowłosemu ogromny ból, jednak twardo ciągnął dalej. – Po prostu tego dnia odwiedził nas, po raz ostatni.
– Dobra, spoko. Ale ciągle nie rozumiem po co zaznaczać coś takiego w kalendarzu.
Tym razem Naoki nie był w stanie mu odpowiedzieć. Zwiesił głowę, a w dłoniach ścisnął brzeg swojego swetra. Przed chwilą jakoś trzymał fason, ale teraz czuł, że jakby miał dalej mówić, to albo jąkałby się tak, że nie dałoby się go zrozumieć, albo by się rozpłakał.
Był bardzo wdzięczny Ryu, kiedy ten podszedł do bruneta i kładąc mu rękę na ramieniu, przemówił za niego.
– Słuchaj Watanabe. To nie jest tak, że ci nie ufamy, czy coś. Jesteś jednym z nas i w ogóle, ale ta sprawa ciebie zwyczajnie nie dotyczy i po prostu lepiej by było, jakbyś nie drążył tematu.
Eizo kiwnął głową, na znak zgody i ponownie oparł się o parapet.
Naoki przez kilka minut trwał w bezruchu, jedynie gniotąc sweter w dłoniach. Po tym czasie, wstał chwiejnie ze swojego miejsca. Kolejny raz został obdarzony tymi zbolałymi, współczującymi spojrzeniami. Oznajmił, że zakręciło mu się w głowie i musi się przewietrzyć, a następnie zabrał swoją kurtkę i szybko wyszedł z pomieszczenia.
Był świadomy, że ktoś za nim podąża, a mimo to – a może właśnie dlatego – przyśpieszył jeszcze bardziej. W tej chwili nie miał ochoty na niczyje towarzystwo.
Na dworze padał deszcz, a on nie zabrał parasolki. Miał ze sobą jedynie telefon komórkowy i kurtkę, której kaptur zarzucił sobie na głowę. Opuścił teren szkoły, a kiedy obrócił się za siebie, w oknie Klubu Miłośników Malarstwa zobaczył znajomą brązową czuprynę.
Mimo dalekiej drogi, białowłosy postanowił iść do domu pieszo. Szedł z podniesioną głową, a łez na jego twarzy, już po chwili, nie dało się odróżnić od kropel spadających z nieba.

środa, 4 maja 2016

Podnieś mnie jeśli potrafisz.... – Rozdział XVI

Każdy z nas ma takie chwile, kiedy życie przypomina sobie o Twoim istnieniu, prawda?
Jak wam minęła majówka? Moja była całkiem fajna, byłam nad morzem ^-^
Pozdrowienia dla wszystkich maturzystów, wierzę w Was :3
(Sprawdzane jednym okiem i to na szybko więc z góry przepraszam za ewentualne błędy. W wolnej chwili wszystko poprawię)
Zapraszam na nowy rozdział i do sekcji z komentarzami!
I zachęcam również do klikania w guzik "obserwuj" :D


Eizo nie poszedł w poniedziałek do szkoły. Ani we wtorek. W środę i czwartek też. Uciekając się do nieczystych zagrań, przekonał swoją ciotkę, że jest chory i nie może iść do szkoły, lecz tak na prawdę powód był zupełnie inny. On zwyczajnie wiedział, że w obecnej sytuacji nie będzie potrafił spojrzeć Naokiemu w twarz.
I właśnie dlatego, mimo zupełnie zdrowego organizmu, brunet spędzał całe dnie siedząc pod kocem i pijąc kawę za kawą. Okazjonalnie też malował obrazy – ostatnio upodobał sobie wszystko, co związane ze śniegiem. Śnieżne stoki, ogromne połacie terenu pokryte białą pierzyną, czy chociażby, typowe w zbliżającym się wielkimi krokami okresie świątecznym, choinki. Dużo cennego czasu marnował na oglądanie durnych seriali w telewizji, nie będąc gotowym stawić czoła rzeczywistości.
W nocy czwartego dnia tygodnia, kiedy skończyła się kawa, w głośnikach leciały same smutne piosenki, a brunet rozmyślał w jaki sposób powinien poprowadzić następne pociągnięcia szarego koloru na obrazie, nagle odłożył trzymane w rękach artykuły malarskie, na wyjątkowo zagracone biurko. W skotłowanej pościeli odnalazł swój telefon i nie zważając na to, że jest godzina 01:12 zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela, na drugą stronę kraju. Po kilkunastu długich sygnałach Carter w końcu odebrał.
Od dawna doskonale wiem, że Jesteś totalnym idiotą, ale tym razem chyba pobiłeś rekord – przywitał się lekko zaspanym głosem – Coś się stało, Eizo?
– Przepraszam jeśli Cię obudziłem, ale chciałem z Tobą pogadać – westchnął – Wiem, że nie powinienem Ci opowiadać o takich rzeczach, ale po prostu muszę się komuś wygadać.
Już się boję – brunet usłyszał jak Carter cicho śmieje się przez telefon – Wal śmiało, najwyżej na ciebie nawrzeszczę.
– Opowiadałem Ci kiedyś o takim jednym chacie w internecie, na którym spędzam całkiem sporo czasu…


~~*~~


– … no i ona mu o wszystkim powiedziała, a ja teraz udaję, że jestem chory, bo nie chcę pokazywać się Naokiemu na oczy. To by było na tyle… Powiedz, jak bardzo mam przejebane?
Miałeś rację – w słuchawce zapadła chwila ciszy – nie powinieneś mi opowiadać o swoich rozterkach miłosnych.
– Ja wiem, ale…
Ale jestem twoim przyjacielem i nic na to nie poradzę – przerwał mu – A przejebane to masz bardzo. Przecież nie jesteś takim kolesiem, co potrzebuje pośrednika w “tych” sprawach. Głupia szmata…
– Ej, nie mów tak o Aimi! Trochę namieszała mi w życiu, nie zaprzeczę, ale jestem przekonany, że chciała dobrze. Ona jest taka kochana, że na pewno nie chciałaby robić mi pod górę.
Dobra, dobra, przepraszam. Ale to i tak nie zmienia faktu, że siedzisz teraz w domu i boisz się pokazać światu. Wiesz, jaki jest mój standardowy argument w takich sprawach?
– Czyżby “Kot Schrödingera”? – w słuchawce ponownie było słychać radosny śmiech, co tylko utwierdziło Eizo w jego przypuszczeniach – Wiesz, nigdy jakoś specjalnie nie przemawiał do mnie ten argument
To już do końca, życia siedź w domu. Nie widzę w tym jakiegoś ogromnego problemu.
– Ałć, radykalne środki zawsze były Twoją mocną stroną. – Obaj głośno się zaśmiali i nie zważając na to, że okularnik jeszcze tego dnia rano idzie do szkoły, przez pewien czas rozmawiali o kompletnych pierdołach.
Po zakończeniu rozmowy, brunet niechętnym wzrokiem spojrzał na niedawno rozpoczęty obraz. Nie czując się na siłach aby go dokończyć, zdjął płótno ze sztalugi i postawił je niedaleko drzwi, pod ścianą. Całą masę pozostałych artykułów odstawił na swoje miejsca, a po skrupulatnym umyciu pędzli i szybkim prysznicu postanowił sprawdzić co tam na chacie. Nie kłopocząc się odnajdywaniem czystej koszulki w całej masie ciuchów zalegających na podłodze, ubrany tylko w błękitne bokserki i mając na głowę zarzucony o kilka odcieni ciemniejszy ręcznik, rozsiadł się wygodnie na łóżku, z laptopem na kolanach. W trakcie uruchamiania systemu przetarł jeszcze wilgotne włosy i czekał, aż komputer się włączy.
Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy było to, że Tenshi siedziała sama w pokoju. Drugim, natomiast była jego nazwa – “Mess” – co było faktem zadziwiającym, bo ich pokój zawsze nazywał się tak samo… Zastanawiając się nad powodem tej zmiany, wpadła mu do głowy dziwna hipoteza. Mianowicie, co jeśli Tenshi/Aimi wie, że namieszała mu w życiu i jest jej z tego powodu przykro?
Ciągle trochę na nią zdenerwowany, zrobił to samo, co robił przez ostatnie kilka dni; popatrzył na dostępne pokoje i nie wchodząc do żadnego z nich, wyszedł z chatu.
Właściwie, to brunet na te kilka dni całkowicie zniknął z życia społecznego – wyłączył wszystkie komunikatory i przestał pojawiać się na portalach społecznościowych, a nawet przestał wychodzić z domu, pomijając konieczne przypadki. Jedyną osobą, z którą się kontaktował, był Jego najlepszy przyjaciel Carter, ale jest tutaj mowa o kilku krótkich rozmowach telefonicznych, więc nie było to coś szczególnie specjalnego.
Ale jedna rzecz trafiła do jego zaniepokojonej głowy – pora coś z sobą zrobić!
Z myślą, że nie może zawsze przyjmować najczarniejszego scenariusza położył się do łóżka i praktycznie od razu zasnął mocnym snem.


~~*~~


Jak na początek listopada, tego dnia pogoda nie była wyjątkowo okropna. Nawet można by powiedzieć, że na dworze było całkiem ładnie. A przynajmniej tak wydawało się osobie, która spędziła cały dzień w przyjemnych salach lekcyjnych, a słońce przez kilka godzin ogrzewało jej plecy. Nie to, co w poprzednich dniach.
Rozmyślania na tematy meteorologi współczesnej Japonii przerwał Naokiemu dźwięk otwieranych drzwi. Białowłosy od niechcenia spojrzał w tamtą stronę, jednym okiem dalej przeglądając w internecie zdjęcia ludzi, którym parasolki wyrywane są z rąk przez zdradzieckie siły natury. Był przekonany, że kolejny raz przyszedł do nich któryś z członków samorządu szkolnego, z jakimś nieistotnym ogłoszeniem.
Dlatego bardzo się zdziwił, a jego źrenice odrobinę się powiększyły, kiedy jego oczom ukazała się postać Watanabe. Brunet nie był ubrany w standardowy mundurek ich szkoły, ale w zwykłą, czarną bluzę, z pod której wystawała koszula w czarno-czerwoną kratę oraz t shirt z jakimś kolorowym nadrukiem. Miał też na sobie proste niebieskie jeansy. Na ramieniu dzierżył dużą prostokątną torbę, w której zapewne znajdował się jakiś obraz.
– Cześć wam – przywitał się nowo przybyły, a wszyscy pozostali członkowie klubu w jednej chwili do niego dopadli i zarzucili go pytaniami. “Czemu Cię nie było?”, “Coś się stało?”, Dobrze się czujesz?” i tym podobne rzeczy, którym jednak bardzo daleko było do prawdy.
Ale Naoki wiedział. Znał powód, przez który nie było bruneta w szkole i prawdę mówiąc, był mu trochę wdzięczny za Jego nieobecność. Sam przez ostatnie dni był wyjątkowo roztrzęsiony i nawet zastanawiał się czy by nie przestać pojawiać się w szkole na jakiś czas, ale akurat w tej sprawie rodzicielka Naokiego okazała się nieugięta.
Ciekawe. Czyli tak wygląda człowiek, który deklaruje miłość do Ciebie? Jest przestraszony, unika kontaktu wzrokowego i sprawia wrażenie, jakby najchętniej zapadłby się pod ziemię…
– Słyszałem, że jesteś chory – rzucił jakby od niechcenia, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Oczy Naokiego i Eizo się spotkały, co wprawiło bruneta w lekkie zakłopotanie, a białowłosego natomiast w poczucie triumfu. Pytające spojrzenia swoich przyjaciół skwitował wzruszeniem ramion i krótkim komentarzem: – Wychowawczyni mówiła.
– T-tak, nie czuję się najlepiej… – Brunet przypomniał sobie o wiszącej na jego ramieniu torbie i, przerywając ich nieme porozumienie, szybko przerzucił na nią swój wzrok. – Normalnie leżałbym chory w łóżku, ale dzisiaj jest ostatni dzień na zgłaszanie prac konkursowych i zwyczajnie nie mogłem tego przegapić.
Eizo pozwolił sobie na delikatny uśmiech i podał swoją pracę przewodniczącej, jednocześnie prosząc, żeby ją za niego przekazała. Widząc go takim spokojnym, ostrożnym i jednocześnie pozbawionym tej zawsze towarzyszącej jego osobie pewności siebie, obudziła się w Naokim przemożna chęć uprzykrzenia mu życia. Czując się pewniej, będąc “na swoim terenie” odezwał się, przesyconym złośliwością, ale jednocześnie bardzo niewinnym głosem:
– Ale skoro tak źle się czujesz, to nie powinieneś wychodzić z domu. Ten twój “kolega” nie mógł przynieść go za ciebie? – Zapytał, mając na myśli obraz i jednocześnie mocno akcentując słowo “kolega”.
– Carter? – Brunet zdziwił się. – Przyjechał tylko na kilka dni, w odwiedziny i jakiś czas temu wrócił do siebie, więc raczej nie byłoby to możliwe.
Dobra, punkt dla niego – przyznał w głowie białowłosy, jednocześnie obserwując jak Eizo zbiera się do wyjścia i żegna ze wszystkimi. Naoki musiał szybko coś wymyślić, albo brunet kolejny raz, na nie wiadomo jak długo, ucieknie i pozostawi go bez odpowiedzi, na dręczące pytania.


– Czekaj chwilę! – Usłyszał za swoimi plecami, w momencie, w którym postawił nogę, poza obręb Klubu Miłośników Malarstwa. Nawet bez odwracania się wiedział, kto go woła i dlatego przegapił część, w której Naoki łapie swoją kurtkę i w pośpiechu wychodzi za nim z pomieszczenia. Ich kroki się zrównały i mimo dostrzegalnej różnicy wzrostu pomiędzy nimi, przez jakiś czas szli ramię w ramię, w ciszy.
W ten sposób dotarli do zewnętrznej bramy szkoły i po przekroczeniu jej, jako pierwszy odezwał się białowłosy:
– Wcale nie jesteś chory, prawda?
– Zawsze wydawało mi się, że jesteś inteligentnym chłopakiem, więc nie dziwi mnie to, że się domyśliłeś – Naoki uniósł w zdziwieniu brwi, a Eizo włożył ręce do kieszeni bluzy i kontynuował – Prawda, nie jestem chory.
Przez następne kilka metrów, ponownie towarzyszyło im milczenie, które kolejny już raz przerwał białowłosy:
– A nie chcesz mi o czymś powiedzieć? – Brunet spojrzał na niego pytająco – No nie wiem… Może na przykład to, że mnie kochasz? Wiesz, raczej nie powinienem się dowiadywać takich rzeczy od osób trzecich.
– Tutaj muszę przyznać Ci rację, tak nie powinno być. I ja też nie robię takich rzeczy, w taki sposób. Tak dla jasności. Aimi działała na własną rękę.
– Huh? Coraz bardziej mnie zadziwiasz, Watanabe.
– Czemu?
– Myślałem, że będziesz chciał wyznawać mi teraz co do mnie czujesz, a ty z kamienną twarzą mówisz “ tak nie powinno być”...
– Wolałbym nie rzucać Cię na głęboką wodę. – Uśmiechnął się, w zakłopotaniu łapiąc się za szyję. Przystanął, zauważając, że są już na przystanku, z którego zazwyczaj łapał autobus do domu. – Wiesz, zazwyczaj pozwalam sprawom toczyć się własnym rytmem, więc tym razem chyba też tak postąpię. Możesz potraktować to, jako uprzedzenie.


Naoki szeroko otworzył usta zdumiony, a brunet jedynie wywrócił oczami na jego reakcję. Jednak to, że Eizo zachowuje się już “jak on” przyjął z ulgą. Mimo że nad zakłopotanym Watanabe dużo łatwiej było się pastwić, to zdecydowanie bardziej odpowiadała mu ta strona jego charakteru. Albo przynajmniej, dużo mniej mu przeszkadzała.
– Okay.
A później wydarzyło się coś, czego Naoki zupełnie się nie spodziewał. Został obdarzony całusem w policzek, a dosłownie sekundę później – zanim zdążył zrozumieć, co tak właściwie się stało – Eizo zniknął za drzwiami autobusu, który nie wiadomo nawet kiedy przyjechał.
Białowłosy poczuł jak jego twarz gwałtownie robi się czerwona i  powolnym krokiem wrócił do szkoły. Ostrożnie złapał się za policzek, który palił go niczym żywy ogień.

środa, 13 kwietnia 2016

Podnieś mnie jeśli potrafisz... – Rozdział XV

Hejasy~!
Jestem pod wrażeniem, że udało mi (nam) się dobić do 15-stego rozdziału :3
Na dodatek kolejna w miarę okrągła liczba wyświetleń bloga dzisiaj wybiła, WoW!
Ale teraz, kilka słów o tekście...
To chyba pierwszy rozdział, w którym Eizo "fizycznie" nie pojawia się ani razu XD Jak na moje oko nie wyszło to jakoś szczególnie źle, czy szczególnie dobrze. Jest to po prostu kolejna część tego jakżeprzezajebistego opowiadania (tak bardzo skromność), no i ten...
No zapraszam :)

Naoki uciekł stamtąd tak szybko, jak tylko było to możliwe. Udał się na najbliższy przystanek autobusowy, nie zważając na dzwoniący co chwilę telefon. Nie miał teraz ochoty z nikim rozmawiać, a już szczególnie z Eizo, bo to na pewno on był osobą, która do niego wydzwaniała.
Czuł się w pewnym sensie oszukany. Znaczy się, nie mógł nic poradzić na to, że jego przyjacielem z chatu, w rzeczywistości okazał się Watanabe. Sam brunet najpewniej do dzisiejszego dnia nie miał o tym pojęcia – przynajmniej na to wskazywała jego reakcja – ale i tak czuł się oszukany.
Traktował komunikator, który był powodem całego tego zamieszania, jak jeden ze swoich azylów. Miejsce, do którego w każdej chwili mógł wejść, wygadać się, czy zwyczajnie porozmawiać z innymi ludźmi w wolnej chwili. Miejsce, w którym nikt nikogo nie zna, wszyscy są sobie równi, a to, co inni o nim pomyślą jest zależne od niego samego. Gdzie pod osłoną nicku skrywa się ktokolwiek, a jego prawdziwa tożsamość nie ma jak wypłynąć na światło dzienne. Gdzie może wykreować swoją osobowość w taki sposób, na jaki ma ochotę. Gdzie nikt nie wie jaki na prawdę jest.
Nie powinien zgadzać się na to spotkanie. Mógł wymyślić jakąś bajeczkę, dlaczego nie może przyjść i żyć sobie dalej w nieświadomości, kto znajdował się po drugiej stronie ekranu. Wcześniej traktował “Jimbo” jako pierwszą lepszą osobę bez twarzy. Osobę, z którą w każdej chwili może zerwać kontakt i nigdy więcej nie zamienią nawet słowa.
Ale teraz wszystko się zmieniło. Jeszcze przez długi czas będzie skazany na jego towarzystwo, praktycznie dzień w dzień. Chodząc do jednej klasy, ba, dzieląc z Eizo ławkę, nie będzie w stanie “zerwać z nim kontaktu”. Na własne życzenie odebrano mu swobodę, którą tak sobie w tym chacie cenił. Myśl, że nie jest w stanie w pełni kontrolować sytuacji, w której się znalazł, przeraziła go nawet bardziej, niż to, że myśląc, iż rozmawia z zupełnie obcą osobą pisał mu o różnych, czasami nawet dziwnych rzeczach. O jejku, co on mu pisał?!
Do zatoczki wjechał jego autobus i nawet nie rozglądając się, Naoki zajął pierwsze lepsze miejsce oraz wyjął z torby książkę. Była to ta sama powieść detektywistyczna, którą z zapartym tchem czytał któryś dzień z kolei, ale tym razem zupełnie nie mógł się na niej skupić. Bezwiednie wpatrywał się w drukowane litery, w myślach analizując wszystkie rozmowy, które kiedykolwiek przeprowadził z Jimbem. Na szczęście nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek pisał z nim na tematy kompromitujące jego osobę, czy takie, których nigdy nie poruszyłby z Eizo twarzą w twarz. Odetchnął z ulgą, a także zamknął i schował niepotrzebnie zalegającą na jego kolanach książkę.
W autobusie nie znajdowało się dużo osób. Właściwie, to poza nim, była tu tylko kobieta z dzieckiem i jakiś staruszek, ale żadne z nich nie zwracało na niego uwagi. Białowłosy oparł głowę o szybę pojazdu i kątem oka obserwował jak niebo za oknem oblewa się szkarłatem.
Postanowił zobaczyć, kto rzeczywiście do niego dzwonił. Szczęście w nieszczęściu, że wszystkie nieodebrane połączenia były od Eizo, bo przez swoją nieuwagę mógł przecież zignorować jakiś ważny telefon. Poza całą masą nieodebranych połączeń od bruneta, w jego skrzynce odbiorczej znajdowała się jedna wiadomość tekstowa. Postanowił ją przeczytać.

Nadawca:
Eizo.
Treść:
Skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to okay, ale powinieneś chociaż chwilę pogadać z Aimi. Jest jej naprawdę przykro, że tak sobie poszedłeś… I nie wiem co sobie myślisz, ale dla mnie to też serio było niezłe zaskoczenie.

Przyznał mu w myślach rację, jednocześnie nienawidząc za to siebie samego. Aimi – karcił się w myślach za nazywanie dziewczyny Tenshi – przejechała duży kawał drogi i mimo tego, że raczej nie miała za dużo wolnego czasu, udało jej się go trochę dla nich wygospodarować. Uświadomił sobie, że zachował się nie fair w stosunku do brunetki. Właściwie, to Eizo też nie był niczemu winien. Wiadomość, którą przed chwilą otrzymał, z pewnością była dobrze przemyślana i na dodatek pozostawiła Naokiemu możliwość samodzielnej decyzji, co niesamowicie sobie cenił. Ale to i tak nie zmienia faktu, że chłopak całkowicie go przejrzał, a z tego już białowłosy nie był zadowolony.
Na razie nie postanowił, czy spotka się z Aimi, ale jak najbardziej weźmie to pod uwagę. Nawet, jeśli jest to pomysł takiego idioty, jak Eizo.

~~*~~

Ostatecznie, następnego dnia Naoki umówił się z Aimi na obiad. Poszli do małej, ale za to bardzo przytulnej, restauracyjki na ramen. Spotkanie przebiegało w wyjątkowo przyjacielskiej atmosferze i całkiem dobrze się bawił. Przynajmniej do czasu, kiedy brunetka nie poruszyła niezręcznego tematu.
Spojrzał na nią z miną “Naprawdę musimy o NIM rozmawiać?” ale nie przerwał jej. Słuchał uważnie, co jakiś czas popijając ze szklanki zieloną herbatę. W pewnym momencie opowieści dziewczyny – można nawet powiedzieć, że monologu, bo praktycznie tylko ona cały czas mówiła – dowiedział się pewnych szokujących rzeczy. Odstawił swoją szklankę, spojrzał prosto w jej duże, brązowe oczy i pierwszy raz od kilku minut odezwał się, wyraźnie zdenerwowany:
– Skąd możesz mieć pewność?
– Eizo lubi dużo o sobie mówić, szczególnie w internecie. Jeszcze zanim tu przyjechałam, wiedziałam dużo o całej sprawie, ale wczoraj ostatecznie mi powiedział. “Szczera prawda” czy jakoś tak to nazwał…
Naoki podparł czoło dłonią, nie mogąc uwierzyć w prawdziwość tych wszystkich informacji. Czuł się przytłoczony. Jakaś malutka część jego może i się cieszyła, ale nawet jeśli, to musiała być bardzo głęboko ukryta.
– Czyli jednym słowem: Eizo mnie kocha, tak? – zapytał.
– Na to wygląda.
Nie mógł widzieć treści wiadomości, którą Aimi właśnie wystukiwała na ekranie przed chwilą wyjętego telefonu, ale obstawiał, że jest to coś w stylu “Przepraszam cię Eizo, powiedziałam mu…”
Tego, to się nie spodziewał. Cholera. Jak niby miał się tego spodziewać?! Cholera. Cholera. Cholera. Cholera.

środa, 30 marca 2016

Podnieś mnie jeśli potrafisz... – Rozdział XIV

Witam...
Ten rozdział wyjątkowo mnie wymęczył, ale myślę, że jako takko udało mi się go uratować... Na początku miał być taki, potem doszłam do wniosku, że nie dam rady i urywam w połowie, ale potem znowu (kobieta niezdecydowaną jest XD) zmieniłam zdanie i zebrałam się w sobie. 
Tak powstało "to".
Nie obiecuję, kiedy pojawi się następny rozdział, bo nie mam pojęcia kiedy to się stanie, a nie chcę dawać złudnych nadziei (?)
Dziękuję, że jeszcze ze mną jesteście – jeśli jesteście :P – i zapraszam na "to".

W dniu, w którym miało nastąpić spotkanie z Tenshi i Miku, Eizo chodził jak na szpilkach. Przez większość lekcji umysłem był już przy tamtej części dnia; rozmyślał co powie, jacy  w rzeczywistości będą jego internetowi przyjaciele i jak przebiegnie całe to zgromadzenie. Jeśli chodzi o Tenshi, to dzisiaj jest najprawdopodobniej jedyna okazja, żeby się z nią zobaczyć, a co do Mikiego, to mówił, że mieszka w tym samym mieście, więc bez problemów będą mogli się jeszcze raz spotkać. Oczywiście, jeśli całe zejście wypali i w ogóle będą chcieli się jeszcze kiedyś zobaczyć…
Podczas przerwy na lunch brunet wybrał się do pokoju klubowego, z wielką nadzieją, że znajdzie tam kogokolwiek – najlepiej przewodniczącą – aby poinformować go, o swojej dzisiejszej nieobecności na zajęciach klubu. Niestety nie mógł być na nich obecny, właśnie ze względu na Tenshi i Miku.
Na szczęście bruneta, w pomieszczeniu była teraz Suzue.
– Cześć Nakada. Słuchaj, mam do ciebie sprawę…
– Hej, przykro mi, ale zupełnie nie mam teraz czasu. Muszę zanieść to wszystko na salę gimnastyczną i w ogóle… – Brunetka wskazała ręką na kilka szczelnie zapakowanych obrazów oraz duże pudło, które zdecydowanie musiało być ciężkie. Bez jakiegoś większego zastanowienia złapał za karton, który jak się okazało był wypełniony puszkami z farbą.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem, a on tylko wzruszył ramionami i oznajmił: – Ten karton jest całkiem ciężki i nie wiem jak dałabyś sobie z nim radę… We dwójkę uwiniemy się szybciej, prawda? – Gdy Suzue, z wdzięcznym uśmiechem, wzięła wszystkie pozostałe rzeczy on szarmancko przytrzymał jej drzwi, po czym oboje wyruszyli w stronę sali gimnastycznej.

– Ukryj mnie białasku! – Ryu gwałtownie wpadając do klasy, przerwał Naokiemu jedzenie śniadania. W zastraszającym tempie przebiegł przez całe pomieszczenie i schował się za plecami zdziwionego białowłosego.
– Co ty niby rob…
– Ciiii! – chłopak przyłożył palec do ust, aby go uciszyć – Widziałem przed chwilą Hisato i bardzo nie chcę na niego wpaść…
Naoki westchnął męczeńsko. Kilka osób z klasy spojrzało na niego krzywo, ale nie przejmował się tym. Spokojnie kontynuował swoje śniadanie starając się nie wzbudzać podejrzeń, w razie gdyby Hisato rzeczywiście wszedł do klasy za Irie, w co jednak szczerze wątpił.
I tym razem miał rację. Po kilku minutach stało się to, co przewidywał, czyli zupełnie nic. Czarnowłosy z wyraźną ulgą wyszedł ze swojej kryjówki, zabrał Naokiemu jedno onigiri i klapnął na wolne miejsce obok niego.
– Powinieneś z nim w końcu porozmawiać, a nie chowasz się pod stołem jak idiota…
– Pff, nie będę słuchał kogoś takiego jak ty, nie znasz się na życiu młody – szybko pochłonął kulkę ryżową i już chciał sięgać po następną, ale kategoryczny wzrok przyjaciela zatrzymał go w miejscu – Nie chcę z nim rozmawiać, jasne?
– Wiem, że to nie moja sprawa, ale uważam, że jednak powinieneś.
– Ha, tu masz rację – wskazał Naokiego palcem – To nie jest twoja sprawa, białasku. Chyba już poszedł, więc idę.
Gdy Irie był już w okolicy drzwi, białowłosemu przypomniało się coś ważnego i zawołał za nim – Ryu!
– Hmm?
– Nie będzie mnie dzisiaj w klubie. Przekaż przewodniczącej, proszę.
– Ooo, a gdzież to się wybierasz? – Zaciekawił się.
– Nie twoja sprawa, tak? – nadął policzki, które nagle zaczęły być dziwnie ciepłe. – Muszę coś ważnego załatwić na mieście – skłamał gładko – Przekaż jej, jasne?
Czarnowłosy wyszedł, machając do niego ręką na pożegnanie.

~~*~~

Z początku brunet rozważał podróż autobusem, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że skorzystanie z metra będzie lepszym pomysłem. Mimo że zajmie to trochę więcej czasu, to przynajmniej nie narazi się na możliwość zabłądzenia w milionach uliczek tego ogromnego miasta. A biorąc pod uwagę jaką bezmierną sierotą potrafi być on sam, Eizo postanowił nie ryzykować.
Podczas oczekiwania na podziemny pociąg, który miał go zawieść prosto na miejsce, wyjął telefon i wybrał numer, podpisany “Tenshi”. Była to ich pierwsza rozmowa, w której słyszeli swoje głosy. Wszystkie poprzednie – a było ich całkiem sporo – przeprowadzane były za pomocą komunikatora, gdzie nie było opcji wideo-rozmowy. Dziewczyna miała przyjemny, melodyjny głos, który idealnie pasował do jej osobowości.
Doszli do wniosku, że to już pora zacząć zwracać się do siebie nawzajem po imieniu, bo używanie internetowych nicków w realnym życiu zwyczajnie mijało się z celem. Uzgodnili wszystkie pozostałe szczegóły i brunet już chciał się rozłączać, gdy przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz. W jaki sposób skontaktują się z Mikim? Eizo nie miał do niego numeru telefonu, ale na szczęście Aimi zażegnała ten drobny kryzys. Kazała mu się nie martwić i zapewniła, że ona wszystkim się zajmie. Postanowił zaufać swojej przyjaciółce. W końcu, co może pójść nie tak?
Ale trzeba pamiętać, że jest to bardzo niebezpieczne pytanie… Bo czasami okazuje się, że nie tak jak powinno, może pójść dosłownie wszystko.

Naoki zawsze starał się przychodzić chwilę przed czasem na umówione spotkanie. I tym razem postąpił tak samo, a nawet można by powiedzieć, że za bardzo się pośpieszył i był na miejscu za wcześnie. W związku z tym, postanowił nie marnować czasu i zamiast bezczynnie siedzieć i czekać wybierze się na kawę. Niestety, jego ulubiona kawiarnia nie była nawet w pobliżu, ale z drugiej strony ulicy zachęcająco mrugał do niego estetycznie wykonany, neonowy szyld. A trzeba zaznaczyć, że białowłosy bardzo cenił sobie estetykę.
Kawiarnia, do której tym razem wstąpił Naoki była bardzo przytulnym i ciepłym miejscem. Pomijając najważniejszy element tego typu lokali, jakim jest oczywiście jakość serwowanej kawy, chłopak czuł się tam bardzo dobrze. Zajęty czytaniem niedawno pożyczonej od Mitsu książki i sączeniem niezbyt smacznego waniliowego cappuccino, nawet nie zauważył, jak szybko minął mu wolny czas. Schował książkę, zapłacił za napój i, pierwszy raz tego roku otulając się szalikiem, smagany jesiennym wiatrem udał się na spotkanie z przyjaciółmi.

Zniecierpliwiony brunet, od pięciu minut krążył dookoła jedynego drzewa, przed gmachem dworca. Już prawie wybijała wyznaczona godzina, a od Tenshi nie otrzymał żadnej wiadomości. Kolejny raz spojrzał na zegarek, a na jego elektronicznej tarczy pokazały się cyfry: 16:28. Prawdą jest, że zostały jeszcze dwie minuty – dokładnie minuta i trzydzieści sześć sekund – ale rzadko się zdarzało, żeby to Eizo jako pierwszy przychodził… właściwie gdziekolwiek. Najczęściej to właśnie na niego wszyscy czekali. Pierwszy raz wykazał się sumiennością i takim stresem mu się to odpłaciło? Przecież nie dość, że czekał sam na wszystkich, to jeszcze miał się spotkać z praktycznie nieznanymi sobie osobami. Oczywiście, że znał ich trochę, z tego co było na chacie, ale to nie jest to samo co znać kogoś twarzą w twarz.
Już miał wyciągać z kieszeni telefon i dzwonić do Tenshi/Aimi, ale dokładnie w tej chwili usłyszał za swoimi plecami znajomy głos. Otrząsnął się szybko i przybierając swój zwyczajny wyraz twarzy odwrócił się do białowłosego.
– Naoki? A co ty tu robisz?
– Umówiłem się tu ze znajomymi, a ty?
– No właśnie, mam się tu spotkać z przyjaciółką, która przyjechała do Tokio pozałatwiać jakieś sprawy na uczelni, czy coś… Nie wnikałem, szczerze mówiąc – Eizo uśmiechnął się szeroko – No i jest jeszcze jeden kolega, ale on jest miejscowy, więc luz. Spóźniają się.
– Właściwie, to rozmawiałem przed chwilą ze znajomą i mówiła, że może się troszeczkę spóźnić, więc może… – już miał powiedzieć coś w stylu “więc może poczekamy razem?”, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Przypomniał sobie to, co w jego mniemaniu nie powinno się nigdy zdarzyć, a jego twarz pokryła się rumieńcem. Szybko odrzucił tą głupią myśl i usiadł na otaczającym drzewko murku, nic więcej nie mówiąc.
– To może ja do niej zadzwonię? – zapytał bardziej siebie niż jego i wybrał ten sam numer co ostatnio – Moshi moshi, Aimi?
Przepraszam cię Eizo, ale spóźnię się kilka minut. – Miał ochotę nieźle dziewczynę skrzyczeć, ale na dźwięk jej głosu, który bardzo mu się spodobał, porzucił tą myśl.
– A wiesz może gdzie jest ten gamoń?
Dzwoniłam do niego niedawno i mówił, że jest już prawie na miejscu. Niedługo powinien być.
– Ale wie gdzie mamy się spotkać, co nie?
Jasne, wszystko ładnie przekazałam Mikiemu. – Mimo że nie widział w tej chwili Aimi, to wyczuł w jej głosie, że się uśmiecha i sam też się uśmiechnął. Napięcie jakoś z niego zeszło, uspokoił się.
– Dobra, jeszcze tylko jedno pytanie i nie przeszkadzam ci już więcej. Jak się rozpoznamy?
– Hmmm, może zwyczajnie powiem ci jak wyglądam? Tak z grubsza.
– Okay.
Jestem dość niska i mam długie brązowe włosy. Etto, co jeszcze… Mam teraz na sobie taką błyszczącą, różową kurtkę. Wystarczy?
– Kawai~! – powiedział bardzo wysokim głosem, po czym odchrząknął teatralnie – Tak, myślę, że tyle wystarczy. To kończę i czekam na ciebie, okay?
– Okay. Do zobaczenia~!
Rozłączył się, schował telefon z powrotem na swoje miejsce i usiadł na murku koło Naokiego. Następne kilka minut minęło w ciszy.

~~*~~

Dziwnie niezręczną ciszę przerwał dzwonek z telefonu Eizo, świadczący o otrzymaniu wiadomości tekstowej.

Nadawca:
Tenshi

Treść:
Jestem już na placu, wypatruj mnie :3

Brunet zerwał się z miejsca, niepokojąc tym Naokiego i wskoczył na murek, na którym przed chwilą siedział. Rozglądał się przez chwilę, ale dopiero po jakimś czasie ją dostrzegł. Po drugiej stronie tłumu, wylewającego się z każdą chwilą z dworca, malutka postać, odziana we wściekle różową kurtkę wypatrywała kogoś. Najprawdopodobniej tym kimś był on sam. Zamachał energicznie dłońmi, starając się w ten sposób zwrócić na siebie jej uwagę. Udało się. Dziewczyna poczęła przedzierać się przez całą masę ludzi i chwilę potem była już przy nich.
– Ale się zmęczyłam – oparła dłonie na kolanach i kilka razy odetchnęła głęboko – Hej. To ty Eizo, prawda?
– Nie wiem o czym mówisz – przez chwilę zachowywał powagę, jakby rzeczywiście nie był tą osoba, której szukała, ale w końcu nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem – to ja aniołku, zgrywam się tylko.
Aimi nadęła policzki, brunet dalej się śmiał, a Naoki ciągle siedział cicho, przekonany, że całkowicie zapomnieli o jego obecności.
– Nareszcie się spotykamy. Jejku, jesteś taka malutka...
– To może ja już pójdę? – Właśnie w tej chwili białowłosy postanowił się wtrącić, niezbyt zadowolony z pomysłu słuchania zadowolonej paplaniny Watanabe i jego znajomej.
W tej chwili dziewczyna w końcu go dostrzegła i już chciała się przywitać, ale Eizo ją wyprzedził:
– Daj spokój, nie miałeś się z kimś spotkać? Właściwie to i tak czekamy na jeszcze jedną osobę, więc możesz jeszcze z nami posiedzieć. Aimi, to jest Naoki. Naoki, Aimi. – Przedstawił ich sobie.
– Hej miło mi – brunetka uśmiechnęła się przyjaźnie, ale dostrzegając słabo ukrywaną niechęć białowłosego zmieniła temat – To może zadzwonię do Mikiego?
– Okay.
Tenshi próbowała wydobyć telefon ze swojej przepastnej torebki, a brunet starał się jakoś ich zagadać. Jednak Naoki niespecjalnie go słuchał, uważnie obserwując dziewczynę. Kiedy odnalazła poszukiwany przedmiot i wybierała interesujący ją numer w jego głowie utkwiła jedna myśl, uparcie kołacząc się wewnątrz czaszki.
Następnie kilka rzeczy stało się jednocześnie: brunetka przyłożyła aparat do ucha, a inny się rozdzwonił. Telefon Naokiego. Chłopak spojrzał na ekran urządzenia i powolnym ruchem wcisnął zieloną słuchawkę:
– To chyba jakiś żart – cały czas patrząc się na Watanabe, równie powoli się rozłączył oraz wziął głęboki oddech. Powiedział tylko jedno słowo:
– Jimbo?
Ale to jedno słowo wystarczyło, aby wszyscy zrozumieli całą sytuację. Szczególnie Aimi, która z miną "szkoda, że nie wiecie co się dzieje w mojej głowie" zaczęła się głośno śmiać, po czym powiedziała:
– Jimbo, Miki, miło mi was poznać.
Zszokowany Eizo przypomniał sobie tamto głupie zdanie.
Co może pójść nie tak?