środa, 4 maja 2016

Podnieś mnie jeśli potrafisz.... – Rozdział XVI

Każdy z nas ma takie chwile, kiedy życie przypomina sobie o Twoim istnieniu, prawda?
Jak wam minęła majówka? Moja była całkiem fajna, byłam nad morzem ^-^
Pozdrowienia dla wszystkich maturzystów, wierzę w Was :3
(Sprawdzane jednym okiem i to na szybko więc z góry przepraszam za ewentualne błędy. W wolnej chwili wszystko poprawię)
Zapraszam na nowy rozdział i do sekcji z komentarzami!
I zachęcam również do klikania w guzik "obserwuj" :D


Eizo nie poszedł w poniedziałek do szkoły. Ani we wtorek. W środę i czwartek też. Uciekając się do nieczystych zagrań, przekonał swoją ciotkę, że jest chory i nie może iść do szkoły, lecz tak na prawdę powód był zupełnie inny. On zwyczajnie wiedział, że w obecnej sytuacji nie będzie potrafił spojrzeć Naokiemu w twarz.
I właśnie dlatego, mimo zupełnie zdrowego organizmu, brunet spędzał całe dnie siedząc pod kocem i pijąc kawę za kawą. Okazjonalnie też malował obrazy – ostatnio upodobał sobie wszystko, co związane ze śniegiem. Śnieżne stoki, ogromne połacie terenu pokryte białą pierzyną, czy chociażby, typowe w zbliżającym się wielkimi krokami okresie świątecznym, choinki. Dużo cennego czasu marnował na oglądanie durnych seriali w telewizji, nie będąc gotowym stawić czoła rzeczywistości.
W nocy czwartego dnia tygodnia, kiedy skończyła się kawa, w głośnikach leciały same smutne piosenki, a brunet rozmyślał w jaki sposób powinien poprowadzić następne pociągnięcia szarego koloru na obrazie, nagle odłożył trzymane w rękach artykuły malarskie, na wyjątkowo zagracone biurko. W skotłowanej pościeli odnalazł swój telefon i nie zważając na to, że jest godzina 01:12 zadzwonił do swojego najlepszego przyjaciela, na drugą stronę kraju. Po kilkunastu długich sygnałach Carter w końcu odebrał.
Od dawna doskonale wiem, że Jesteś totalnym idiotą, ale tym razem chyba pobiłeś rekord – przywitał się lekko zaspanym głosem – Coś się stało, Eizo?
– Przepraszam jeśli Cię obudziłem, ale chciałem z Tobą pogadać – westchnął – Wiem, że nie powinienem Ci opowiadać o takich rzeczach, ale po prostu muszę się komuś wygadać.
Już się boję – brunet usłyszał jak Carter cicho śmieje się przez telefon – Wal śmiało, najwyżej na ciebie nawrzeszczę.
– Opowiadałem Ci kiedyś o takim jednym chacie w internecie, na którym spędzam całkiem sporo czasu…


~~*~~


– … no i ona mu o wszystkim powiedziała, a ja teraz udaję, że jestem chory, bo nie chcę pokazywać się Naokiemu na oczy. To by było na tyle… Powiedz, jak bardzo mam przejebane?
Miałeś rację – w słuchawce zapadła chwila ciszy – nie powinieneś mi opowiadać o swoich rozterkach miłosnych.
– Ja wiem, ale…
Ale jestem twoim przyjacielem i nic na to nie poradzę – przerwał mu – A przejebane to masz bardzo. Przecież nie jesteś takim kolesiem, co potrzebuje pośrednika w “tych” sprawach. Głupia szmata…
– Ej, nie mów tak o Aimi! Trochę namieszała mi w życiu, nie zaprzeczę, ale jestem przekonany, że chciała dobrze. Ona jest taka kochana, że na pewno nie chciałaby robić mi pod górę.
Dobra, dobra, przepraszam. Ale to i tak nie zmienia faktu, że siedzisz teraz w domu i boisz się pokazać światu. Wiesz, jaki jest mój standardowy argument w takich sprawach?
– Czyżby “Kot Schrödingera”? – w słuchawce ponownie było słychać radosny śmiech, co tylko utwierdziło Eizo w jego przypuszczeniach – Wiesz, nigdy jakoś specjalnie nie przemawiał do mnie ten argument
To już do końca, życia siedź w domu. Nie widzę w tym jakiegoś ogromnego problemu.
– Ałć, radykalne środki zawsze były Twoją mocną stroną. – Obaj głośno się zaśmiali i nie zważając na to, że okularnik jeszcze tego dnia rano idzie do szkoły, przez pewien czas rozmawiali o kompletnych pierdołach.
Po zakończeniu rozmowy, brunet niechętnym wzrokiem spojrzał na niedawno rozpoczęty obraz. Nie czując się na siłach aby go dokończyć, zdjął płótno ze sztalugi i postawił je niedaleko drzwi, pod ścianą. Całą masę pozostałych artykułów odstawił na swoje miejsca, a po skrupulatnym umyciu pędzli i szybkim prysznicu postanowił sprawdzić co tam na chacie. Nie kłopocząc się odnajdywaniem czystej koszulki w całej masie ciuchów zalegających na podłodze, ubrany tylko w błękitne bokserki i mając na głowę zarzucony o kilka odcieni ciemniejszy ręcznik, rozsiadł się wygodnie na łóżku, z laptopem na kolanach. W trakcie uruchamiania systemu przetarł jeszcze wilgotne włosy i czekał, aż komputer się włączy.
Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy było to, że Tenshi siedziała sama w pokoju. Drugim, natomiast była jego nazwa – “Mess” – co było faktem zadziwiającym, bo ich pokój zawsze nazywał się tak samo… Zastanawiając się nad powodem tej zmiany, wpadła mu do głowy dziwna hipoteza. Mianowicie, co jeśli Tenshi/Aimi wie, że namieszała mu w życiu i jest jej z tego powodu przykro?
Ciągle trochę na nią zdenerwowany, zrobił to samo, co robił przez ostatnie kilka dni; popatrzył na dostępne pokoje i nie wchodząc do żadnego z nich, wyszedł z chatu.
Właściwie, to brunet na te kilka dni całkowicie zniknął z życia społecznego – wyłączył wszystkie komunikatory i przestał pojawiać się na portalach społecznościowych, a nawet przestał wychodzić z domu, pomijając konieczne przypadki. Jedyną osobą, z którą się kontaktował, był Jego najlepszy przyjaciel Carter, ale jest tutaj mowa o kilku krótkich rozmowach telefonicznych, więc nie było to coś szczególnie specjalnego.
Ale jedna rzecz trafiła do jego zaniepokojonej głowy – pora coś z sobą zrobić!
Z myślą, że nie może zawsze przyjmować najczarniejszego scenariusza położył się do łóżka i praktycznie od razu zasnął mocnym snem.


~~*~~


Jak na początek listopada, tego dnia pogoda nie była wyjątkowo okropna. Nawet można by powiedzieć, że na dworze było całkiem ładnie. A przynajmniej tak wydawało się osobie, która spędziła cały dzień w przyjemnych salach lekcyjnych, a słońce przez kilka godzin ogrzewało jej plecy. Nie to, co w poprzednich dniach.
Rozmyślania na tematy meteorologi współczesnej Japonii przerwał Naokiemu dźwięk otwieranych drzwi. Białowłosy od niechcenia spojrzał w tamtą stronę, jednym okiem dalej przeglądając w internecie zdjęcia ludzi, którym parasolki wyrywane są z rąk przez zdradzieckie siły natury. Był przekonany, że kolejny raz przyszedł do nich któryś z członków samorządu szkolnego, z jakimś nieistotnym ogłoszeniem.
Dlatego bardzo się zdziwił, a jego źrenice odrobinę się powiększyły, kiedy jego oczom ukazała się postać Watanabe. Brunet nie był ubrany w standardowy mundurek ich szkoły, ale w zwykłą, czarną bluzę, z pod której wystawała koszula w czarno-czerwoną kratę oraz t shirt z jakimś kolorowym nadrukiem. Miał też na sobie proste niebieskie jeansy. Na ramieniu dzierżył dużą prostokątną torbę, w której zapewne znajdował się jakiś obraz.
– Cześć wam – przywitał się nowo przybyły, a wszyscy pozostali członkowie klubu w jednej chwili do niego dopadli i zarzucili go pytaniami. “Czemu Cię nie było?”, “Coś się stało?”, Dobrze się czujesz?” i tym podobne rzeczy, którym jednak bardzo daleko było do prawdy.
Ale Naoki wiedział. Znał powód, przez który nie było bruneta w szkole i prawdę mówiąc, był mu trochę wdzięczny za Jego nieobecność. Sam przez ostatnie dni był wyjątkowo roztrzęsiony i nawet zastanawiał się czy by nie przestać pojawiać się w szkole na jakiś czas, ale akurat w tej sprawie rodzicielka Naokiego okazała się nieugięta.
Ciekawe. Czyli tak wygląda człowiek, który deklaruje miłość do Ciebie? Jest przestraszony, unika kontaktu wzrokowego i sprawia wrażenie, jakby najchętniej zapadłby się pod ziemię…
– Słyszałem, że jesteś chory – rzucił jakby od niechcenia, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Oczy Naokiego i Eizo się spotkały, co wprawiło bruneta w lekkie zakłopotanie, a białowłosego natomiast w poczucie triumfu. Pytające spojrzenia swoich przyjaciół skwitował wzruszeniem ramion i krótkim komentarzem: – Wychowawczyni mówiła.
– T-tak, nie czuję się najlepiej… – Brunet przypomniał sobie o wiszącej na jego ramieniu torbie i, przerywając ich nieme porozumienie, szybko przerzucił na nią swój wzrok. – Normalnie leżałbym chory w łóżku, ale dzisiaj jest ostatni dzień na zgłaszanie prac konkursowych i zwyczajnie nie mogłem tego przegapić.
Eizo pozwolił sobie na delikatny uśmiech i podał swoją pracę przewodniczącej, jednocześnie prosząc, żeby ją za niego przekazała. Widząc go takim spokojnym, ostrożnym i jednocześnie pozbawionym tej zawsze towarzyszącej jego osobie pewności siebie, obudziła się w Naokim przemożna chęć uprzykrzenia mu życia. Czując się pewniej, będąc “na swoim terenie” odezwał się, przesyconym złośliwością, ale jednocześnie bardzo niewinnym głosem:
– Ale skoro tak źle się czujesz, to nie powinieneś wychodzić z domu. Ten twój “kolega” nie mógł przynieść go za ciebie? – Zapytał, mając na myśli obraz i jednocześnie mocno akcentując słowo “kolega”.
– Carter? – Brunet zdziwił się. – Przyjechał tylko na kilka dni, w odwiedziny i jakiś czas temu wrócił do siebie, więc raczej nie byłoby to możliwe.
Dobra, punkt dla niego – przyznał w głowie białowłosy, jednocześnie obserwując jak Eizo zbiera się do wyjścia i żegna ze wszystkimi. Naoki musiał szybko coś wymyślić, albo brunet kolejny raz, na nie wiadomo jak długo, ucieknie i pozostawi go bez odpowiedzi, na dręczące pytania.


– Czekaj chwilę! – Usłyszał za swoimi plecami, w momencie, w którym postawił nogę, poza obręb Klubu Miłośników Malarstwa. Nawet bez odwracania się wiedział, kto go woła i dlatego przegapił część, w której Naoki łapie swoją kurtkę i w pośpiechu wychodzi za nim z pomieszczenia. Ich kroki się zrównały i mimo dostrzegalnej różnicy wzrostu pomiędzy nimi, przez jakiś czas szli ramię w ramię, w ciszy.
W ten sposób dotarli do zewnętrznej bramy szkoły i po przekroczeniu jej, jako pierwszy odezwał się białowłosy:
– Wcale nie jesteś chory, prawda?
– Zawsze wydawało mi się, że jesteś inteligentnym chłopakiem, więc nie dziwi mnie to, że się domyśliłeś – Naoki uniósł w zdziwieniu brwi, a Eizo włożył ręce do kieszeni bluzy i kontynuował – Prawda, nie jestem chory.
Przez następne kilka metrów, ponownie towarzyszyło im milczenie, które kolejny już raz przerwał białowłosy:
– A nie chcesz mi o czymś powiedzieć? – Brunet spojrzał na niego pytająco – No nie wiem… Może na przykład to, że mnie kochasz? Wiesz, raczej nie powinienem się dowiadywać takich rzeczy od osób trzecich.
– Tutaj muszę przyznać Ci rację, tak nie powinno być. I ja też nie robię takich rzeczy, w taki sposób. Tak dla jasności. Aimi działała na własną rękę.
– Huh? Coraz bardziej mnie zadziwiasz, Watanabe.
– Czemu?
– Myślałem, że będziesz chciał wyznawać mi teraz co do mnie czujesz, a ty z kamienną twarzą mówisz “ tak nie powinno być”...
– Wolałbym nie rzucać Cię na głęboką wodę. – Uśmiechnął się, w zakłopotaniu łapiąc się za szyję. Przystanął, zauważając, że są już na przystanku, z którego zazwyczaj łapał autobus do domu. – Wiesz, zazwyczaj pozwalam sprawom toczyć się własnym rytmem, więc tym razem chyba też tak postąpię. Możesz potraktować to, jako uprzedzenie.


Naoki szeroko otworzył usta zdumiony, a brunet jedynie wywrócił oczami na jego reakcję. Jednak to, że Eizo zachowuje się już “jak on” przyjął z ulgą. Mimo że nad zakłopotanym Watanabe dużo łatwiej było się pastwić, to zdecydowanie bardziej odpowiadała mu ta strona jego charakteru. Albo przynajmniej, dużo mniej mu przeszkadzała.
– Okay.
A później wydarzyło się coś, czego Naoki zupełnie się nie spodziewał. Został obdarzony całusem w policzek, a dosłownie sekundę później – zanim zdążył zrozumieć, co tak właściwie się stało – Eizo zniknął za drzwiami autobusu, który nie wiadomo nawet kiedy przyjechał.
Białowłosy poczuł jak jego twarz gwałtownie robi się czerwona i  powolnym krokiem wrócił do szkoły. Ostrożnie złapał się za policzek, który palił go niczym żywy ogień.

2 komentarze :

  1. O, tego to się nie spodzewałam. Ale rozdział ciekawy. :*
    Powodzenia w dalszym pisaniu. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :D czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń